Zmiany, zmiany, zmiany…

To fakt, dawno mnie tu nie było. Choć prawie codziennie zaglądam na bloga w trosce o jego stan zdrowia oraz z ciekawości dotyczącej częstotliwość Waszych odwiedzin, to już od wielu miesięcy nie wrzuciłem tu żadnego nowego tekstu ani nawet zdjęcia. Na moją przerwę wpływ miało kilka mniejszych lub większych czynników, które drastycznie wyhamowały moją twórczość. Ku zdziwieniu niektórych muszę od razu zaprzeczyć pogłoskom, jakoby przyczyną mojego internetowego niebytu był mój zły stan zdrowia. Nic z tego, bo akurat z tym, to nigdy nie było u mnie tak dobrze…

Choć życie to nie serial, to w tym sezonie moich podróżniczych perypetii odnajdziecie wiele zmian. Nie zmienią się na pewno występujący aktorzy, ale za to metamorfozę przeżyje główny bohater, czyli ja. Z czasem będziecie poznawali mój, wydaje mi się, odmieniony charakter i całkiem nowe podejście do życia, dzięki któremu zupełnie inaczej postrzegam teraz świat. Może niektórzy Czytelnicy poczują się rozczarowani i zawiedzeni, ale nie znajdą już na blogu opowieści i relacji z moich szalonych przejażdżek z naginaniem prawa i łamaniem przepisów w tle. To wcale nie znaczy, że nadal nie będę tropił absurdów i pisał o niesprawiedliwości, które będę napotykał na szlakach, ale na pewno ani centymetr przejechany przeze mnie za sterami mojego półtonowego wehikułu, nie będzie wiązał się z jakimkolwiek, nawet najmniejszym ryzykiem.

Tak, wiem, zachowywałem się niepoprawnie i pomimo moich niesamowitych zdolności “kierowniczych”, nie powinienem jeździć jak szatan po chodnikach i deptakach, poruszać się niekiedy pod prąd, czy ignorować czerwone światło. Robiłem źle i całkowicie się do tego przyznaję, choć wcale nie zaprzeczam, że taki styl pokonywania odległości SuperFour’em sprawiał mi niemałą przyjemność i dawał ogromną frajdę z jazdy. W takim razie skąd te zmiany? A no właśnie. Czy coś uderzyło mnie w głowę? Czy może miałem jakieś objawienie? I tak, i nie…

Kilka miesięcy temu w moim życiu niespodziewanie pojawiła się pewna osoba, która mnie “obudziła” i wyciągnęła z tego zamkniętego, szaro-burego świata, w którym wegetowałem od lat. To dzięki Niej otworzyłem szerzej oczy i zacząłem wreszcie chcieć normalnie żyć, ponieważ w końcu mam dla kogo to robić. W takiej sytuacji podejmowanie jakiegokolwiek ryzyka byłoby po prostu głupotą… (Kochanie, dziękuję że jesteś :* )

Mimo tego, że nie przeczytacie już w moich nowych postach fragmentów w stylu: “(…)Leciałem w dół na maksa, nie zważając na nic. Po drodze wyprzedził mnie tylko jeden rower, który grzał z 50 km/h, poza nim resztę łykałem, jak wieloryb plankton.(…)”, to i tak mam nadzieję, że w moich tekstach znajdziecie coś ciekawego.

W tym roku w kwestii zwiedzania świata zmian nie będzie. Moje plany nie są ani zbyt nowatorskie, ani odkrywcze, ale może przynajmniej zdążę opisać miejsca, w których byłem w poprzednich latach i które odwiedzę również teraz. Pod koniec maja po raz drugi zamierzam przenieść się na 3 tygodnie do Włoch, a dokładniej do Cesenatico, gdzie w ubiegłym roku udało nam się uwić całkiem przyjemne nadadriatyckie gniazdko. Z kolei na przełomie lipca i sierpnia może ponownie zahaczę o Góry Izerski, gdzie nawet rezygnując z niezwykle ekscytujących i potwornie ryzykownych zjazdów, można naprawdę odpocząć i odwiedzić niesamowitą krainę. Natomiast ostatnią większą eskapadą zaplanowaną na ten sezon jest sierpniowy turnus w Świnoujściu, gdzie podczas ostatnich wizyt, prawie za każdym razem kapryśna pogoda nie pozwalała mi w pełni rozwinąć skrzydeł…

Wracając do tytułu, nie mogę pominąć kilkumiesięcznej operacji, która była przeprowadzana na moim rumaku. Co prawda kaszel, czyli ubiegłoroczne kłopoty z silnikiem zostały błyskawicznie usunięte przez ekipę z ARIES, to skasowany przeze mnie lewy przedni błotnik stale wymagał poważnej operacji plastycznej, w której zastrzyki z botoksem nie byłyby w stanie wiele zdziałać. Ogólnie rzecz biorąc z wgniecioną i połamaną karoserią można jeździć. Gorzej natomiast, jeżeli do tego dochodzi urwany reflektor i dyndające od spodu kable… Ponieważ 1/4 SuperFour’a wymagała gruntownego remontu z plastyką estetyczną i lakierowaniem na czele, postanowiłem zaszaleć i odświeżyć całą karoserię mojego wszędołaza, który w wielu miejscach odsłaniał już pierwsze oznaki starzenia. Aby ułatwić lakierowanie i przede wszystkim naprawę zmasakrowanego błotnika, mój niezastąpiony Rafał odkręcił wszystkie części karoserii SuperFour’a, które przekazaliśmy w styczniu w ręce Pana Marcina z CoolPaint. Tam w kilka dni całość nabrała pierwotnego kształtu i po nałożeniu nowiutkiego czarnego lakieru z ceramiczną powłoką, plastikowe części obudowy wróciły do garażu, aby w odpowiednim czasie ponownie wylądować w sąsiedztwie solidnej ramy i ogromnych kół SuperFour’a. Wszystko wygląda teraz olśniewająco, a jak dojdą do tego jeszcze świeże naklejki to już w ogóle mój wóz będzie prezentował się wybornie 🙂

Co do tegorocznych zmian to nie mogę również zapomnieć o wymianie mojego elektronicznego notesu, w którym nie tylko tworzyłem liczne notatki z podróży, ale przede wszystkim to za jego pomocą powstawały wszystkie moje teksty, które później lądowały na blogu… Po kilku miesiącach starania udało mi się nawiązać współpracę z Samsungiem, który to przekazał w moje ręce najnowszy model Galaxy Note 3. Mam nadzieję, że dzięki niemu otworzą się przede mną nowe, niespotykane dotąd możliwość, które pozwolą mi czerpać jeszcze więcej przyjemności z moich wycieczek, a co za tym idzie będę mógł aktywniej opisywać i dokumentować moje przeżycia z nieodkrytych jeszcze przeze mnie miejsc i dzielić się tym wszystkim bezpośrednio z Wami, moimi Czytelnikami… Podczas całego sezonu będę starał się przybliżyć Wam możliwości mojego smartfona nie ograniczając się jedynie do bloga, ale także wykorzystam jego procesor do informowania Was o moich wojażach poprzez mój fanpage na Facebooku, a także za pomocą krótkich ćwierknięć na Twitterze, dlatego zaglądajcie tam regularnie 😉
note3
To chyba tyle, jeżeli chodzi o zmiany. Jestem przekonany, że moja ewolucja nikomu nie zaszkodzi, a wręcz przeciwnie wszyscy na niej skorzystamy, więc do zobaczenia w plenerze i w sieci!

4 komentarze do “Zmiany, zmiany, zmiany…

    1. Szumi Autor wpisu

      Ogólnie miejscowości w górnej połówce Włoch są w miarę dostępne dla osób poruszających się na wózkach. Jedynie problemem mogą być kocie łby, o które na starówkach nie trudno. Jeżeli chodzi o Cesenatico to tam nawet kilkusetletni port ma gładziutką kostkę brukową, po której można poruszać się bez najmniejszego problemu 🙂 Chodniki również mają zjazdy i podjazdy. Problemem może być jedynie fakt, iż Włosi parkują samochodami nawet na przejściach dla pieszych blokując tym samym zjazdy… Co do ośrodka to nie bardzo się orientuję. Właściwie poza normalnymi hotelami w okolicy jest wiele apartamentów do wynajęcia. Jednakże takich przystosowanych praktycznie nie ma. Więcej na ten temat znajdziesz tutaj: http://z1szumi.pl/jak-przezyc-na-wloskiej-ziemi/

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *