Archiwum miesiąca: wrzesień 2013

Awaria usunięta! Szumi wraca do gry!

Godzinę po środowym odstawieniu przeze mnie SuperFour’a do naprawy, słońce w końcu przebiło się przez chmury. Mimo początku września, zrobiło się naprawdę ciepło i muszę przyznać, że warunki panujące przez ostatnie dwa dni były wprost idealne do uprawnienia SuperFouringu w pełnym tego słowa znaczeniu. Niestety sprzyjająca aura nie była dla mnie. Mój wyczynowy pojazd nadal stał samotnie w serwisie ARIES, a ja również w pojedynkę z niecierpliwością czekałem z telefonem w ręce na wieści dotyczące jego stanu zdrowia. Przez cały dzień wczoraj i dziś szwendałem się na przemian po domu oraz ogrodzie, próbując zająć się czymś i przede wszystkim nie myśleć o prowadzanej w hali na Gdańskiej operacji. Takie czekanie mnie wykańczało…

Dzisiaj po piętnastej, kiedy już na dobre pogodziłem się z faktem, iż SuperFour pozostanie na weekend w serwisie, nagle mój stolik zadrżał poruszony wibracjami wywołanymi przez telefon. Oczywiście był on tak nieszczęśliwie ułożony, że nie dość, że nie mogłem go odebrać to jeszcze nawet nie widziałem kto dzwoni. Gdy dzwonek ucichł, po kilkudziesięciu sekundach telefon znowu się odezwał, ale tym razem był to krotki sygnał świadczący o nadejściu smsa. Od razu pomyślałem, że to na pewno poczta głosowa informuje mnie o nowej wiadomości, ale jak okazało się po chwili, byłem w wielkim błędzie. Sms przyszedł do mnie prosto z salonu ARIES, a jego treść wprawiła mnie w niemałe osłupienie: „Pojazd gotowy. Zapraszam po odbiór (…)”. Jak? Już? Tak nagle? Naprawiony? A może po prostu nie są w stanie go naprawić i dlatego mam go odebrać? Tysiące myśli zaczęło natychmiast krążyć w mojej głowie, siejąc przy tym solidny zamęt. Aby przerwać ten mentlik, od razu przeciągnąłem ARIES po ekranie mojego telefonu nawiązując w ten sposób połączenie. Po dwóch sygnałach wszystkie moje wątpliwości zostały rozwiane. Ku mojemu zaskoczeniu, Pan Maciej poinformował mnie, że mój bolid jest już w pełni sprawny i spokojnie mogę go odebrać do siedemnastej. Nie mając zbyt wiele czasu na radość, zdopingowałem Rafała stojącego koło mnie i naprędce zorganizowałem operację przetransportowania mojego wyleczonego rumaka do bazy. Po skończonych przeze mnie studiach na kierunku Europeistyki, o specjalizacji Transport Międzynarodowy i Logistyka, przygotowanie takiej akcji nie było zadaniem przekraczającym moje możliwości 😉 Najgorzej było okiełznać czas, który gonił nas bezlitośnie. Aby dostać się na Gdańską musiałem złapać niskopodłogowy autobus jadący w tamtym kierunku, a jak powszechnie wiadomo, te trzymają się stałego rozkładu i na przystankach pojawiają się tylko o określonych godzinach. Pomiędzy telefonowaniem do Taty, któremu musiałem zlecić odbiór mojego zwykłego wózka z serwisu, a pakowaniem wszystkich nieodzownych gadżetów, bez których ciężko byłoby nam pokonać te 7 kilometrów z ARIES do domu za sterami naprawionego SuperFour’a, rzuciłem okiem na internetowy rozkład jazdy i wyszukałem odpowiednie połączenie. Tak akurat się złożyło, że najbliższy i właściwie jedyny pasujący autobus odjeżdżał za 20 minut spod mojego domu. Szybko zakończyłem prowadzone rozmowy, uzbroiłem się po zęby w motocyklowe buty, które dzięki sporej sztywności odpowiednio trzymają moje stopy, ciepłą bluzę i arafatkę na wszelki wypadek, okulary, żeby żadna mucha nie była w stanie zakłócić mi widoczności podczas powrotu, zegarek do kontrolowania mknącego zawrotnie czasu oraz… cywilną czapkę z daszkiem choć po części rekompensującą brak czerwonego kasku 😉 Dodatkowo moją torbę wypchaliśmy po brzegi motorolkami (krótkofalówki) do prowadzenia konwersacji, ipodem bez którego jazda byłaby mdła, aparatem fotograficznym do zbierania dokumentacji oraz niezbędnymi poduszkami, które w środę zabrałem w serwisie z mojego pojazdu, żeby za bardzo się nie przykurzyły…

W ten sposób, 10 minut po odebraniu smsa z informacją o stanie mojego czterokołowego ścigacza, opuściliśmy z Rafałem dom wraz z jego rowerem w dłoni 🙂 Dwie minuty później byliśmy już na przystanku…

ARIES2_01

Punktualnie o 15:53 na przystanku pojawił się zielono-biały Solaris obsługujący pospieszną linię C, z której bez skrupułów postanowiłem skorzystać. Czytaj dalej

Jedyna nadzieja w ARIES

Kilka dni temu, dość okrężną drogą, dotarła do mnie wycena naprawy połamanego błotnika wraz ze zbadaniem dziwnie zachowującego się silnika przez niemiecki Ottobock. Kwota jaką usłyszałem najpierw wprowadziła mnie w stan głębokiej konsternacji. Po tym, jak wstępnie się otrzęsłem i dotarło do mnie, że za kawałek czarnego plastiku oraz rzucenie okiem na włoski motor Niemcy zażyczyli sobie 3 tysiące euro plus hotel dla mechanika, roześmiałem się niemalże do łez. Wymiana nadkola miałaby kosztować tylko, co wysokiej klasy zwykły wózek inwalidzki lub średniej jakości wózek elektryczny?! Tak właśnie wygląda paranoja 😉

Ponieważ minęło już 5 lat od nabycia mojego wszędołaza, okres gwarancji się przedawnił i nie obawiając się jej utraty, bez zastanowienia zachodnia oferta została odrzucona. Musiałem tylko znaleźć kogoś, kto byłby w stanie uleczyć mojego kontuzjowanego rumaka. Operacją plastyczną przywracającą pierwotny wygląd karoserii zajmę się po zakończeniu sezonu, bo bez jednego oka, czy w tym przypadku lampy, można przecież żyć 😉 Natomiast chcąc jeszcze trochę pojeździć przed nadejściem srogiej zimy i co najmniej raz wybrać się na grzyby, musiałem przeszukać internet w celu znalezienia serwisu, który byłby w stanie mi pomóc. Już po kilku kliknięciach myszką natrafiłem na salon motocyklowy ARIES w Szczecinie. Co najważniejsze, na stronie firmy odnalazłem tyle pozytywnych informacji, że zaprzestałem dalszych poszukiwań. Nie dość, że ARIES jest autoryzowanym serwisem Piaggio, czyli włoskiej marki, której silnik terkocze wewnątrz mojego SuperFour’a to jeszcze sam salon położony jest zaledwie 7,6 kilometra od mojego domu! Niezmiernie ucieszony z faktu odnalezienia idealnej kliniki tuż pod nosem, od razu wysłałem do nich maila z zapytaniem czy zechcą przyjąć mój pojazd na swój oddział intensywnej terapii. Po dwóch dniach dostałem pozytywną odpowiedź ze wstępnym zaproszeniem do serwisu 🙂

Zgłębiając ofertę ARIES i oglądając w domu na monitorze komputera zdjęcia ich salonu, wstąpił we mnie Valentino Rossi i na chwilę zapomniałem o bożym świecie… Ach… Weźmy taką czerwoną Aprilię – ten ziejący mocą silnik ryczący przy każdym nawet najmniejszym obróceniu manetki, do tego szeroki slik na tyle sprawiający, że przy starcie przód motocykla aż sam podrywa się do góry, i jeszcze ta bojowa pozycja na pędzącej ponad 200 kilometrów na godzinę maszynie, przy której na zakrętach nie trudno dotknąć kolanem asfaltu. Prawda, że bajka? 😉 Wpatrując się tępo w ekran, przypomniało mi się, że gdzieś w garażu leży czerwony kask, w którym 10 lat temu szalałem po Wągrowcu na mojej wyścigowej Meyrze Sprint GT, która wyciągała 12 km/h i nie miała najmniejszego resoru, ani jakiejkolwiek innej amortyzacji. Jak sobie pomyślę jakie niesamowite emocje ona dostarczała i ile kalorii na niej straciłem to aż łezka kręci się w oku. Swoją drogą, teraz już się nie dziwię czemu wtedy ludzie na mój widok – szesnastolatka na wózku inwalidzkim z kaskiem na głowie – pukali się w czoło 😀 W każdym bądź razie mój niezawodny asystent i kompan Rafał ekspresowo przytachał mi czerwony hełm z garażu i po gruntownym umyciu i renowacji, mogłem ponownie poczuć tą magię, o której zapomniałem na prawie dekadę…

aries_01

Czytaj dalej