Archiwum miesiąca: czerwiec 2008

Niespodziewany pobyt w szpitalu…

***** tekst utworzony 14.01.2011r. *****

Ostatni tydzień był chyba jednym z najgorszych okresów w moim życiu. Jeszcze w niedzielę 8-ego czerwca było wszystko super. Byłem w Klagenfurcie (Austria) na meczu Polska – Niemcy. To, że przegramy to było do przewidzenia 😉 Mimo 0:2 cały pobyt był wspaniałym przeżyciem z wyjątkiem ostatniego dnia, powrotu… Po meczu, w poniedziałek, obudziłem się w hotelu już około 6:30. Normalnie nie można wywlec mnie z łóżka przed 12-tą. Całą noc strasznie bolał mnie brzuch, a nad ranem miałem odruchy wymiotne. Musiałem się czym zatruć… Poszliśmy z tatą na śniadanie. Myślałem, że herbata i bułka z nutellą postawi mnie na nogi. Niestety masło orzechowe nie dało mi kopa, jak ma to miejsce w reklamie, ale to może dlatego, że nie byłem w stanie nic połknąć. Tata dokończył wcinać, spakowaliśmy się i około 10-tej wyruszyliśmy do Szczecina. Przed nami był kawał drogi  – 1050 km. Złe samopoczucie trzymało mnie przez całą drogę. Nic nie jadłem, ale najgorsze, że przez całą dobę wypiłem góra 100 ml. Dobiły mnie jeszcze korki na niemieckich autostradach, w których staliśmy ze 4 godziny. Miałem dreszcze i zimne poty. Krótko mówiąc dogorywałem… W domu byliśmy o 21-ej. Nie chciałem nawet oglądać meczu w TV, od razu się położyłem. Tata przeczuwał, że skoro odpuściłem sobie transmisje to musi być ze mną naprawdę źle… Noc była straszna, wszystkie kości i mięśnie strasznie mnie bolały. Rano we wtorek przyjechała mama, która z nami nie mieszka i widząc, w jakim jestem stanie, zadzwoniła do „przyjaciela rodziny” – Pawła – który jest lekarzem, na marginesie najlepszym w kraju. Niestety miał wyłączony telefon, był zagranicą. Kolejną osobą do której wykręciła mama była nasza lekarka rodzinna, w bliższym kręgu nazywana panią w płonącym berecie  lub bardziej pieszczotliwie bereciarą 😉 Zaleciła, żeby zrobić mi badanie krwi…  Za jakąś godzinę przyjechała pielęgniarka i pobrała mi krew. Po kolejnych 60-ciu minutach mieliśmy wyniki. Ja już praktycznie odpłynąłem tak, jakbym połknął tabletkę gwałtu. Właściwie z wtorku niewiele pamiętam, a środę znam tylko z opowieści rodziców… Kiedy w środę Paweł otrzymał sms’a z moimi wynikami krwi, nakazał od razu jechać do szpitala. Podobno byłem maksymalnie odwodniony. Mój stan jeszcze się pogorszył, kiedy w kroplówce (w domu) zamiast glukozy, wlewano we mnie sól. Takie było zalecenie bereciary… Ze środy pamiętam tylko tyle, że podczas podróży karetką do szpitala, strasznie mocno przywiązali mnie do noszy – ślad na klacie mam do dzisiaj. Najlepsze jest to, że niby był ze mną kontakt, w szpitalu odpowiadałem na pytania lekarzy itd. Ale ja osobiście nic nie pamiętam… Mój mózg zaczął dopiero nagrywanie w czwartek po wlaniu we mnie 6-ciu kroplówek. Pierwszą rzeczą jaką pamiętam po powrocie z zaświatów były odwiedziny mojego asystenta Rafała, który przyniósł mi kurczaka z rożna. Na marginesie jak to czytasz Czapel – wielkie dzięki! Po czterech dniach był to mój pierwszy posiłek. W ogóle nie czułem smaku, ale byłem tak głodny, że zjadłem prawie wszystko…      

Przeleżałem tak weekend w szpitalu oglądając mecze w telewizorze na monety i dzisiaj po sprawdzeniu poziomu elektrolitów we krwi, wypisali mnie do domku. SuperFour ma być u mnie za miesiąc, a moja forma jest w opłakanym stanie. Muszę koniecznie ją odbudować, bo inaczej nie będę miał siły okiełznać mojego bolidu. Przez ten tydzień wycieńczyłem się jakbym spędził wakacje na pustyni. Pozostaje mi teraz siedzieć w domu, dużo jeść, jeszcze więcej pić, herbaty oczywiście 😉 i oglądać EURO 2008. Mam nauczkę na całe życie. Nigdy więcej nie mogę dopuścić do odwodnienia organizmu. Przed chwilą otrzymałem maila od „wujka” Pawła, mojego lekarza, w którym napisał „sport wymaga wielu wyrzeczeń”. Jak zawsze zgadzam się z nim w stu procentach…

Acha, a Wy uczcie się na cudzych błędach 😉

***** tekst utworzony 14.01.2011r. *****