Archiwum autora: admin

Mój pierwszy raz…

***** Tekst utworzony 13.01.2011r. ***** 

Za mną ciężkie dwa tygodnie, ale pierwszy cel osiągnięty. W piątek tata, za pośrednictwem swojej siostry (cioci Heni), umówił nas na spotkanie w siedzibie firmy OTS – dystrybutora wózków Otto Bock. Zapytacie po co? Sprytniejsi z Was chyba już się domyślają… Przecież przed zakupem musiałem odbyć jazdę próbną 😉

Dzisiaj z samego rana wyruszamy do Greifswald’u. W ekipie ekspedycyjnej oprócz mnie – głównego zainteresowanego, taty – kierowcy i przede wszystkim sponsora, zabraliśmy z nami ciocię Henię, która miała posłużyć za naszego tłumacza. Przez ponad 10 lat mieszkała w Niemczech, więc szprecha najlepiej w całej rodzinie, no może z wyjątkiem jej córek… Trasa ze Szczecina do Greifswald’u nie jest zbyt skomplikowana. Wystarczy dojechać 4 km do naszej autostrady A6 i poruszać się w kierunku Rostock’u, oczywiście cały czas po autobahn’ach – najpierw A11, a potem A20. Do miejsca docelowego mieliśmy około 200 km. Niestety „niezawodny” system GPS w naszym samochodzie jak zwykle nawalił i na miejscu musieliśmy zakupić mapę okolicy, żeby znaleźć salon SuperFour’a 😉 Oczywiście, co było do przewidzenia, spóźniliśmy się. Ale ja przez ponad 20 lat nigdy nie mogę nigdzie zdążyć na czas i zawsze wszędzie się spóźniam. Można powiedzieć, że wyrobiłem sobie już markę. Do szkoły zwykle docierałem na drugą lekcję. Nauczyciele zazwyczaj dogryzali mi tekstami w stylu „witam pana studenta”, a jak pojawiałem się punktualnie to pytali czy jestem w szkole od wczoraj…

Ale wróćmy do naszej misji „test drive” – na miejscu mieliśmy być o 10:00, a byliśmy o 11:20. Niemcy na szczęście trzymają się starej, świeckiej tradycji, a mianowicie – klient nasz pan, więc cierpliwie na nas czekali. Już z daleka zauważyłem tablicę z drogowskazem OTS ->. Wjechaliśmy na spory parking i naszym oczom ukazała się hala z logiem firmy. Przy samym wejściu stała średnich rozmiarów przyczepa oklejona zdjęciami SuperFour’a. Właśnie wtedy, na mojej twarzy pojawił się uśmiech, który trzymał się mnie do wieczora…  Opuściliśmy samochód w zorganizowanym pośpiechu i udaliśmy się do środka.  Hala była podzielona na dwie części, salon sprzedaży (biuro) oraz serwis. Trzeba przyznać, że panował tam niemiecki ordnung, wszyscy pracownicy byli naprawdę przeszkoleni na tip-top jeżeli chodzi o obsługę klienta. Momentami czułem się jakbym był w Maranello przymierzyć się do zakupu Ferrari 430… Całość sprawiała wrażenie solidnej, niemieckiej firmy, której można zaufać w 100 %. Polscy sprzedawcy z tej branży mają przed sobą jeszcze daleką drogę, jeżeli chcą dorównać zachodniej europie pod tym względem… Od samego początku został mi przydzielony szef sprzedaży, Thomas Kaliebe. Przywitał się z nami i zaprosił nas na parking, powiedział, że przyprowadzi tam „atrakcję wieczoru”. Zajęło mu to może dwie minuty, ale dla mnie była to prawdziwa wieczność. Każdy z Was nie mógłby się doczekać będąc na moim miejscu. Nareszcie otworzyły się drzwi do części serwisowej i pojawił się on, SuperFour we własnej osobie. Był to ten sam egzemplarz, który widzieliśmy w Berlinie. Na początku zaczął prezentację w takim samym stylu, jak robił to jego młodszy brat na targach. Przez wrodzoną grzeczność obejrzeliśmy więc rozległy pokaz funkcji pojazdu. Całą rozmowę tłumaczyła ciocia Henia, więc komfort konwersacji był na najwyższym poziomie. W końcu Thomas skończył ględzić i zaproponował, żebym zasiadł za sterami tego wehikułu. Oczywiście to zrozumiałem nawet bez tłumaczenia na polski 😉 Tata wrzucił mnie na fotel SuperFour’a. Wystarczyło teraz tylko ustawić długość podnóżka, który na marginesie wygląda jak łopata do śniegu, zapiąć pasy, wjechać fotelem do samego środka, ustawić lusterka, opuści szybę i w drogę… Pierwsze chwile na nowym sprzęcie zawsze w moim przypadku wiążą się z odczuciem niepewności. Mimo ogromnej pewności siebie nie byłem przekonany czy poradzę sobie z ujarzmieniem tego byka pod względem fizycznym. Dodatkowo joystick, który był w tym modelu, jest dedykowany osobą ze sprawnymi rękami. Jak przystało na profesjonalistę, herr Kaliebe wiedział o tym i mnie uprzedził. Poinformował nas również, że w przypadku zakupu SuperFour’a joystick będę miał „przedłużony” tak, jak mam w pozostałych wózkach… I się zaczęło. Zaproponował, żebym pojechał na tył hali i wjechał w polną drogę. Dwa razy nie musiał mi powtarzać. Wystartowałem z parkingu, który był wyłożony kostką brukową. Nie poczułem nawet żadnej spoiny między kostkami. SuperFour po prostu płynął… Na końcu parkingu ukazała się niespodzianka – stare, zdezelowane tory kolejowe, które musiałem pokonać, żeby pojechać dalej. Nie znając jeszcze możliwości tego kolosa, zwolniłem prawie do zera. Thomas powiedział, że nie mam  co się bać… Skoro on tak mówił to dojechałem do torów i płynnie pokonałem przeszkodę. Mam duże wątpliwości czy mój stary wózek elektryczny poradziłby sobie z tą barykadą – raczej mało prawdopodobne, a SuperFour łyknął te szyny bez najmniejszych trudności. Wjechałem na polną drogę, która była dość wyboista i pełna kałuż. Czułem się jakbym prowadził czołg na poligonie wojskowym. Niemiaszek, razem z moim tatą i ciocią próbowali mnie dogonić, ale na pieszo było to trudne. Zatrzymałem się  i poczekałem na nich. Thomas zaproponował, abyśmy teraz uruchomili silnik spalinowy. Prosta sprawa, wystarczy wcisnąć przycisk oznaczony błyskawicą i gotowe. No i dopiero po włączeniu silnika zaczęła się prawdziwa zabawa… Od razu zacząłem odczuwać lekkie wibracje, zrobiło się dużo, dużo głośniej. Po chwili poczułem zapach spalin. Wystarczyło wcisnąć jeden guzik i SuperFour z cichego, spokojnego melexa, zamienił się w rasowego, wszechmogącego quada. Prawie jak przycisk „M” w sportowych modelach BMW. Pełen odlot! Długo się nie zastanawiając dodałem gazu i ruszyłem przed siebie. Dojechałem do końca drogi i zawróciłem w jakiś chaszczach, oczywiście pojazd szedł jak po maśle. Nie minęła minuta, a już dogoniłem kompanów, którzy wracali na parking. Śmignąłem koło nich jak TGV i pomknąłem dalej… Przed torami dałem ostro po hamulcach, w tym momencie fotel pochylił się do tyłu, także przeciążenia nawet nie poczułem. Bajka! Powtórzyłem taki manewr jeszcze kilka razy na pustym parkingu. Jazda próbna nieuchronnie dobiegała do końca. Zaparkowałem na kopercie i przesiadłem się na mój stary, dobry wózeczek. Teraz kolej na tatę, który wyraził chęć „karnięcia” się  tym cudem na czterech kołach. Przejechał się po okolicy i pierwsza rzecz jaką stwierdził zaraz po zejściu z SuperFour’a to to, że strasznie wieje podczas jazdy. On uważa to za minus, ale mi osobiście wiatr we włosach dodatkowo  podnosi adrenalinę…

Więcej chętnych nie było, więc udaliśmy się wszyscy razem do biura. Thomas zaproponował kawę i wodę. Wybrałem oczywiście wodę, ponieważ byłem tak podjarany, że kawa mogłaby mnie zabić 😉 Na stole leżał przygotowany segregator Otto Bock. Niemiec wyciągnął z niego nową teczkę i napisał na niej „Herr Karlinski”. Jak przystało na zakup nowego samochodu musieliśmy najpierw skonfigurować mój indywidualny model SuperFour’a. W tym celu musieliśmy wypełnić 3 stronnicowy formularz. Opcji do wyboru było sporo, ale jak łatwo się domyślić, każda dodatkowa rzecz kosztuje…  Na początku był do wyboru kolor, wybrałem Carerra schwartz, metalik oczywiście. Następnie zaznaczyliśmy wersję z „dachem”. Fotel Recaro mógł być skórzany, wystarczyło dopłacić 1500 euro. Chyba trochę ich pogięło… Znam w Szczecinie tapicera, fachowca z  górnej półki, który takie fotele obszywa za 1200 złotych! Ale na elektryczne sterowanie siedziskiem się skusiłem. Kolejną rzeczą były pasy bezpieczeństwa, których były 3 rodzaje – normalne jak w samochodzie (ukośne, zapinane po lewej lub prawej stronie), poziome (zapinane na brzuchu) lub krzyżowe (jak w rajdówkach). Najlepsza dla mnie była pierwsza z tych opcji. Teraz przyszedł czas na najmniej przyjemną część z pobytu w Greifswald’zie… Cena początkowa SuperFour’a wynosiła XX XXX euro! Po dodaniu wszystkich wybranych opcji i odjęciu rabatu wyszło ponad XX XXX euro. Marnym pocieszeniem jest fakt, że wtedy kurs wymiany euro wynosił około 3,30 zł. Nawet nie mam zamiaru przeliczać tej sumy na złotówki, ale za te same pieniądze można kupić całkiem przyzwoity samochód… Bez względu na to czy policzymy cenę pisemnie, na liczydle, czy za pomocą kalkulatora, zawsze wychodzi MASAKRA! Thomas wyszedł z „naszymi” papierami do drugiego pokoju. Między mną, tatą i ciocią zapanowała głucha cisza… Jak w myślach kombinowałem skąd wziąć tyle szmalu, a tata pewnie jak zniechęcić mnie do zakupu. Ciocia ze smutną miną westchnęła jedynie nieśmiało – „kupę kasy”. Naprawdę w powietrzu można było wyczuć napiętą atmosferę. Nagle drzwi się otworzyły, wrócił Niemiec z odbitym na ksero formularzem zamówienia, który przed chwilą z nami wypełniał. Powiedział, że oryginał zostanie u niego, a odbitka jest dla nas. Jak będziemy zainteresowani zakupem to wystarczy do niego zadzwonić, a on wyśle zamówienie faksem do centrali Otto Bock’a. Dodał jeszcze, że czas oczekiwania na pojazd wynosi do 2-óch miesięcy, ponieważ każdy egzemplarz jest składany na indywidualne zamówienie. Tata odparł, że się zastanowimy i do końca maja damy mu ostateczną odpowiedź – bierzemy czy nie. Thomas oczywiście przyjął to ze zrozumieniem i uśmiechem na twarzy. Dopiliśmy wodę, zabraliśmy papiery i pożegnaliśmy się. Powiedziałem do zobaczenia, bo wiedziałem, że niedługo znowu się spotkamy 😉

Kolejne dwa tygodnie ciężkiej pracy przede mną. Całe szczęście, że tematem mojej pracy maturalnej było „Sztuka przekonywania, a manipulacja językowa…”. Przygotowując się do egzaminu zapoznałem się z fachową literaturą na ten temat, która okazuje się bardzo przydatna w życiu codziennym… Z SuperFour’a nie zrezygnuję nawet jakby mnie przypalali. Żadne tortury nie są w stanie odwieść mnie od chęci zakupu tego cuda. Miłość nie wybiera… Muszę być twardy. Teraz mam tylko dwa wyjścia – albo namówię tatę, albo znajdę innego sponsora. Reszta pomysłów jakie przychodzą mi do głowy wiąże się z kryminałem, więc nie będę tutaj o nich wspominał 😉    

 

***** Tekst utworzony 13.01.2011r. ***** 

Niepozorny początek…

Cała ta przygoda zaczęła się całkowicie spontanicznie, zresztą jak zwykle w moim życiu. Była słoneczna niedziela, mój tata (Leszek) znalazł w internecie notkę o targach rehabilitacyjnych w Berlinie – REHA BERLIN. Ostatnio byliśmy tam w 2002 roku, więc niebyło wielkim wyzwaniem namówić tatę na wyjazd. Tym bardziej, że jesteśmy ze Szczecina. Do Berlina mamy 150 km, no i do tego 4 km od naszego domu zaczyna się autostrada, która dochodzi do samej stolicy Niemiec. Dodatkowym argumentem było przetestowanie nowego samochodu taty… Około 10:00 wyruszyliśmy z  domu. Lot czarterowy przebiegł bez żadnych „turbulencji” i o 11:30 byliśmy pod słynną wierzą targową. Jakby co, to wszystko odbyło się zgodnie z przepisami, ponieważ na niemieckich autobahn’ach miejscami nie ma żadnych ograniczeń prędkości!

Po kilku minutach byliśmy w środku. Już na samym wejściu, w pierwszej hali, moją uwagę przykuł kosmiczny pojazd na stoisku firmy Otto Bock.  Na pierwszy rzut oka prezentował się naprawdę nieziemsko… Można powiedzieć, że była to miłość od pierwszego ujrzenia 😉 I jak się później okaże – z wzajemnością. Model wystawowy był koloru „silvergrau”, czyli srebrnoszary. Pojazd stał sam jak palec, stoisko producenta było dość spore i wszyscy sprzedawcy byli zajęci wciskaniem wózków inwalidzkich niemieckim dziadkom – tzw. „Helmutom”. Otrzymaliśmy informację, że pan, który zajmuje się SuperFour’em (okazało się, że tak to coś się nazywa)  gdzieś polazł i wróci za 15 minut. Obejrzeliśmy więc go sami, na początku tata zauważył rurę wydechową – więc ten wóz ma silnik spalinowy. Robiło się coraz ciekawiej… Sterowanie oczywiście za pomocą joysticka po prawej stronie, po lewej zaś konsola z przyciskami obsługującymi fotel oraz pozostałe funkcje tego cuda. Mi osobiście spodobały się boczne lusterka z wbudowanymi migaczami oraz tylne lampy „Lexus look” – przezroczysta oprawa z kolorowymi żarówkami… Po prostu BAJKA !!! Tata chyba wyczuł moją nieodpartą chęć przejażdżki SuperFour’em i chciał żebym ochłonął, więc postanowiliśmy obejść resztę targów, a na koniec wrócić do mojej nowej miłości… Niestety byłem w takim stanie zauroczenia, że nie pamiętam pozostałych stoisk, na szczęście ojciec zachował trzeźwość umysłu i zbierał ulotki… Strzeliliśmy sobie cappuccino i podeszliśmy do SuperFour’a, jak to mówią za oceanem „one more time”. Ten gostek, sprzedawca którego nie było, już był i czekał na nas…

 

Na dzień dobry dostaliśmy prospekt razem z płytą dvd na temat pojazdu oraz wizytówkę. Niemiaszek włożył kluczyk do stacyjki i pokaz się rozpoczął. Trzeba mu przyznać, że jak przystało na akwizytora/sprzedawcę buzia mu się nie zamykała. Tata, który trochę szprecha, nie miał nawet kiedy mi tłumaczyć. No ale ja chcąc, nie chcąc po 15-tu latach nauki niemieckiego coś tam rozumiałem… Dowiedzieliśmy się m.in., że ten „wózek” ma napęd hybrydowy. Dla niewtajemniczonych – NAPĘD HYBRYDOWY to połączenie dwóch rodzajów napędu do poruszania jednego urządzenia. W przypadku tego pojazdu wygląda to tak, że koła są napędzane czterema silnikami elektrycznymi. W każdej chwili można dodatkowo włączyć silnik spalinowy, który ma za zadanie ładować akumulatory, które z kolei przekazują energię do tych silników elektrycznych. Oprócz tego, że dzięki takiemu patentowi ma zasięg nawet do 300 km na pełnym baku (16l), łatwo wywnioskować, że SuperFour ma napęd na 4 koła – tzw. 4WD. Maksymalna prędkość to zaledwie 15 km/h, ale jak się okaże w praktyce na wycieczki „rowerowe”, czy rajdy terenowe po lesie to w zupełności wystarczy. Następnie skupiliśmy się na, można powiedzieć, wnętrzu. Jak przystało na bolid, SuperFour jest jednoosobowy, fotel oczywiście Recaro w pełni sterowany elektrycznie. Funkcją z którą spotkaliśmy się po raz pierwszy było wysuwanie fotela na zewnątrz pojazdu tak, aby było łatwiej wsiadać. Jakby tego było mało to fotel ma funkcję stałego auto-poziomowania, bez względu na to czy się wjeżdża pod górę, czy z niej zjeżdża kierowca siedzi cały czas w jednej pozycji nie odczuwając żadnego przechyłu. Dodatkowo podczas ostrego hamowania fotel łagodnie pochyla się do tyłu, aby driver nie wypadł… Pełen kosmos! Pojazd waży 350 kg, ma 200 cm długości, 110 cm szerokości i 175 cm wysokości. Przy Fiatach 126p. wygląda na monstrum…  Pomimo wszystkich czterech kół skrętnych, promień skrętu SuperFour’a to 4,6 m – jak na wózek inwalidzki to strasznie dużo 😉 Maksymalne nachylenie jakie wytrzyma ten czołg to aż 40% – tyle co najlepsze wozy terenowe… Silnik spalinowy jest produkcji włoskiej, ale niestety nie jest to Ferrari tylko Piaggio. Ma pojemność 100 cm3, rozwija moc 1,6 KM przy 4000 obrotach na minutę oraz 3 KM przy 6300 obrotach na minutę. Z grubsza to chyba wszystkie dane techniczne z jakimi się zapoznaliśmy. Na końcu naszej rozmowy padło nieśmiałe pytanie z ust mojego taty: wie viel kostet das? Osoby, które znają podstawy niemieckiego wiedzą, jak łatwo pomylić liczby po niemiecku… Miły jegomość powiedział, że ceny zaczynają się od dreizehn lub dreizig tysięcy euro… Mój ojciec usłyszał oczywiście tę niższą kwotę, czyli 13 tysięcy. Ja z kolei zrozumiałem, że chodzi o zdecydowanie wyższą sumę – 30 tysięcy euro. No dobra, ale chciałbym się w końcu tym czymś przejechać! Niemiaszek uśmiechnął się i oznajmił, że niestety, ale na terenie targów tym kolosem jeździć nie wolno. Można za to umówić się na jazdę próbną w ich siedzibie w Greifswald’zie. Tata przyjął to z ogromnym entuzjazmem, bo był przekonany, że przejdzie mi to zauroczenie i nie będę chciał jechać 200 km, żeby przejechać się jakimś samochodzikiem. W tym przypadku całe szczęście, że jestem osobą upartą i zawsze dążącą do celu, nawet „po trupach”. Zabraliśmy te wszystkie souveniry i zwinęliśmy się z targów… Po przyjeździe do domu od razu zasiadłem przed komputerem w celu przeszukania sieci. Informacji w internecie było niewiele, natomiast znalazłem kilka filmików z SuperFour’em w roli głównej. Byłem pod jeszcze większym wrażeniem niż w Berlinie – na jednym z filmów ten pojazd powoli zjeżdżał ze schodów! Hasło reklamowe „Can’t fly” nabierało nowego znaczenia…

Teraz zostało mi tylko jakoś namówić tatę, żeby został moim „mecenasem”. Wystarczy uruchomić mój dar przekonywania i powoli oswajać go z myślą, że w najbliższym kwartale będzie nam potrzebna całkiem spora sumka…  

***** tekst utworzony 11.01.2011r. *****