SuperFour to naprawdę doskonały przyrząd do przemieszczania. Poruszanie się nim to idealne rozwiązanie dla osób niepełnosprawnych, które nie są na tyle sprawne, aby prowadzić czterokołowy skuter, czy choćby samochód. SuperFour bardzo dobrze radzi sobie na jezdniach, jak i ścieżkach rowerowych, ale również jest niezastąpiony w trudnym terenie. Błoto, grząski piach, czy na przykład płytkie, górskie strumyki to pestka… Oprócz tego typowo rekreacyjnego wykorzystania mojego pojazdu, powszechnie nazywanego turystyką rowerową, niemiecko-szwajcarskie monstrum wspaniale sprawdza się także jako wózek użytkowy. Co prawda jego dopuszczalna masa całkowita to zaledwie pół tony, z czego prawie 350 kilogramów waży sam pojazd. Jak to bywa w wyścigach konnych, im mniejszy i szczuplejszy dżokej, tym lepiej. Tutaj również, przy wykorzystaniu w miarę chudego operatora, w moim przypadku to jedynie trzydzieści kilogramów, można umiejętnie przewieźć na pokładzie SuperFour’a około stu kilogramów… Osobiście rzadko korzystam z mojego bolidu w taki typowo użytkowy sposób. Choć muszę przyznać, że już nieraz zastanawiałem się nad stworzeniem jakiejś unikatowej przyczepy, w której bezpiecznie i wygodnie mógłbym przewozić moją labradorkę Nukę, a także od czasu do czasu wyręczyć tatę w wywozie makulatury, czy choćby plastikowych butelek do odpowiednich pojemników. Niestety jak na razie nie miałem do tego ani głowy, ani też niezbędnego w przypadku braku wolnego czasu dopingu do wykonania takiego tuningu. Pies na mnie nie szczeka, a i butelki siedzą pod wiatą cicho…
Pod koniec ubiegłego roku, kiedy to adoptowałem mojego nowego, czeskiego przyjaciela Honzę, do moich codziennych obowiązków doszły całkiem pionierskie zadania. Do hodowli papugi, bo Honza to właśnie takie sprytne stworzenie, trudno wykorzystać pomocnego w wielu czynnościach SuperFour’a. Jednak po głębszym zbadaniu tematu hodowli, odnalazłem coś, do czego mój terenowy wózek inwalidzki wpasował się idealnie. Gatunek kakadu alba jest zagrożony wyginięciem. W związku z tym, biorąc na swoje barki tak odpowiedzialną misję, jak pomoc w obronie tego gatunku przed całkowitym zniknięciem z kuli ziemskiej, musiałem stanąć na wysokości zadania i stworzyć mojemu przyjacielowi jak najlepsze warunki. Jako, że papugi kakadu mają całkiem spore i niezwykle mocne dzioby, lubią je czyścić i ostrzyć poprzez, mówiąc w skrócie, niszczenie gałęzi, a w przypadku przebywania w klatce drewnianych żerdzi, na których siedzą. Dlatego, co jakiś czas musimy wymieniać Honzie grube patyki, na których trenuje swoje masywne dzióbsko na nowe… Jak powszechnie wiadomo, po drzewo idzie się do lasu i właśnie co kilka miesięcy, zapuszczam się z moim asystentem Rafałem w głąb puszczy w pobliżu domu, żeby uzupełnić zapasy. SuperFour sprawdza się podczas takiej przejażdżki naprawdę wyśmienicie i wcale nie jest mu potrzebna do tego przyczepka. Wystarczy, że odczepimy i zostawimy w garażu kufer, który normalnie spoczywa za moimi plecami na zadku pojazdu i od razu mamy do dyspozycji całą ryflowaną blachę, na której może przewozić najróżniejsze towary. Tym razem miały to być żerdzie, więc dodatkowo potrzebowaliśmy linki do ich spięcia oraz kartonu, na którym docelowo mieliśmy ułożyć równo ścięte belki. Do misji „Tartak” niezbędna była także piła do drewna oraz miarka, dzięki której mogliśmy od razu porcjować paliki na dziewięćdziesięcio i sześćdziesięciocentymetrowe żerdzie. Tak więc karton, linki, piłkę i miarkę zapakowaliśmy na pokład mojego łazika, poczym z pustą częścią bagażową ruszyliśmy w las. Trzymam się takiej zasady, że im jest na dworze cieplej, tym dalej jedziemy po drewno. Robię tak tylko dlatego, żeby zimą mieć potrzebne surowce pod domem i nie musieć w mrozie szukać odpowiednich pod względem grubości i gatunku drzew. Zadanie jest trudniejsze przez to, że na żerdzie, nie nadają się wszystkie gałęzie. Po pierwsze muszą być na tyle grube, żeby Honza mógł wygodnie objąć je swoimi nad wyraz sprawnymi łapkami, wyposażonymi w pierwszorzędne szpony. Po drugie, oprócz funkcji komunikacyjnej, czyli umożliwieniu papudze poruszać się po zamontowanych palikach w klatce, kora żerdzi potrzebna jest jak już wcześniej wspominałem, do czyszczenia oraz ostrzenia dzioba, a także i zabawy. W końcu nie ma to jak małe heblowanko 😉 W związku z tym, będąc w lesie szukamy konkretnych drzew ze względu na ich gatunek, kształt, wilgotność, a nawet i jakość. Staramy się oczywiście nie niszczyć lasu i wycinać drzew jak popadnie. Zazwyczaj szukamy odpowiednich gałęzi wśród chrustu i połamanych przez wiatr dębów, lip, czy sosen. Niekiedy odcinamy złamane już młode, kilkuletnie drzewa, które dla Honzy są najlepsze. Gdy już wzrokowo znajdziemy dany pal, podjeżdżam w jego pobliże SuperFour’em. Wtedy Rafał zabiera ode mnie sprzęt zastępujący nam siekierę i zaczyna działać. Po kilku posuwistych ruchach piły, mamy gotową żerdź. Jako, że w środę trafiliśmy na dobrą pogodę, zrobiliśmy tym razem spore zapasy, które powinny nam wystarczyć na ładnych parę miesięcy…
Gdyby nie moja mała ciężarówka, musiałbym taszczyć te drongale na kolanach, siedząc na zwykłym wózku. A dojazd osiem kilometrów w głąb lasu zająłby nam co najmniej dwie godziny w jedną stronę… Jak widzicie SuperFour nie służy tylko i wyłącznie do szpanu, celebritingu i podrywania najładniejszych dziewczyn w okolicy, ale również w pełni sprawdza się jako pojazd użytkowy. Poza zabawką i zastepowaniem mi roweru, to całkiem dobre i przydatne w wielu czynnościach urządzenie sprawiające przy okazji kupę frajdy i przyjemności!