Koniec sezonu 2011…

***** Tekst utworzony 22.12.2011r. *****

Niestety kolejny sezon dobiegł końca… Ostatnie sześć-siedem miesięcy, było dla mnie na pewno jednym z aktywniejszych okresów w moim życiu. Odwiedziłem wiele ciekawych miejsc, spotkałem wielu interesujących ludzi i zdobyłem kolejne, bezcenne doświadczenia. Większość z tych przeżyć, zapewne zostanie w mojej głowie na zawsze. Łagowskie bruki, na których nieomal zgubiłem plomby, wizyta ekipy telewizyjnej, pobyt w stajni w deszczowym Lübbenau, nieplanowane czołowe zderzenie z latarnią uliczną, kąpiel błotna, czy chociażby niedawne spotkanie ze Strażą Leśną, nie wspominając już nawet o Zinnowitz – tych historii na pewno nigdy nie zapomnę… W 2011-tym roku, uzbierałem kolejny tysiąc kilometrów do mojej prywatnej kolekcji i teraz mam już przejechane około 3500. Jednym może się wydać, że to niewiele, innym, że sporo. Jak dla mnie ten tysiąc, jest jak najbardziej satysfakcjonujący, ponieważ dokładnie taki dystans, był założonym przeze mnie planem minimum tego roku. Jak widać – udało się 🙂

Dzisiaj definitywnie postanowiłem uziemić mój pojazd na przezimowanie w garażu. Ciężko jest mi się z nim rozstać na te kilka chłodnych miesięcy, ale przez polski klimat, niestety nie mam innego wyjścia… Żeby na wiosnę sprzęt był w pełnej gotowości, musieliśmy przygotować SuperFour’a wraz z zainstalowanymi na pokładzie gadżetami, do zimy. Jak wiadomo, baterie nie lubią niskich temperatur, dlatego wszystko, co działa dzięki nim, na ten czas wylądowało w mojej szafie. Zaraz nad wieszakami z ubraniami, znajduje się wielki, czarny karton z odręcznym krzywym napisem SuperFour. Ciężko w nim znaleźć to, czego akurat się potrzebuje, ale wiem, że gdzieś w ciemnej otchłani tego pudła jest wszystko, co niezbędne każdemu globtroterowi – elektrycznie podgrzewane rękawiczki, głośniki, licznik prędkości, hełmofon, czy na przykład krótkofalówki. Żeby mój pojazd nie zaczął rdzewieć i gnić, musieliśmy razem z Rafałem dokładnie go wypucować. Podczas kilku ostatnich grzybobrań, muszę przyznać, że trochę go uciapałem. Błoto jak błoto, niby konserwuje, ale najbardziej drażniły mnie pajęczyny, które po niedawnych wizytach w lesie, były dosłownie wszędzie. Po kilku zabiegach, takich jak odkurzanie, mycie, czy polerowanie, gdyby nie te rysy i obicia zbierane przeze mnie na froncie już od czterech lat, SuperFour wyglądał jak nowy. Szkoda by było odstawić go w takim stanie do garażu i pozwolić, żeby cała mozolna praca Rafała, poszła na marne, dlatego też przykryliśmy pojazd specjalną plandeką. Teraz będę na pewno spał spokojniej 😉 Kiedy tak go chowaliśmy w kąt i żegnaliśmy się z nim na te co najmniej 5 miesięcy, aż łezka zakręciła mi się w oku. Na samą myśl, że na moim hybrydowym rumaku, siądę najwcześniej dopiero pod koniec marca, robi mi się smutno. Co prawda, jako że w sprawach związanych z moim bolidem, jestem autentycznym dbaluchem, na początku każdego zimowego miesiąca, pojawię się z Rafałem w garażu, żeby chociaż na chwilę odpalić silnik i dać mu się troszeczkę rozruszać. No i nie mogę zapomnieć o akumulatorach, które pod podłogą SuperFour’a są aż 4. Czasami będzie trzeba je doładować, żeby na wiosnę były w formie…

Teraz po czterech latach jazd, wiem jedno – warto czekać na kolejny sezon!

***** Tekst utworzony 22.12.2011r. *****

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *