Szumi vs. Strażnik Puszczy 1:0 ;-)

Dzisiaj jedno było pewne już przed startem. Wiedziałem, że nie zmarznę. Od trzech dni w telewizji trąbili, że w piątek w całej Polsce będziemy mięli do czynienia z prawdziwym upałem. Rzeczywiście, tym razem pogodynki z TVN-u się nie myliły – dzisiaj mieliśmy najcieplejszy dzień w roku… Niestety jesień zbliża się wielkimi krokami, dlatego musiałem zrezygnować z normalnej, frywolnej wycieczki i wybrać się z Rafałem w plener, w celu nakręcenia materiału do mojego filmu. W tym roku chciałem jeszcze poświęcić na to dwa dni. Jeden z nich planowałem spędzić na drodze pomiędzy Czarną Łąką a Lubczyną, gdzie jest w miarę równa i pusta jezdnia położona nad jeziorem Dąbie i zielonymi polami. Nie mogłem również nie zapuścić się do Puszczy Bukowej. Właśnie dzisiaj, szukając schronienia przed palącym słońcem, postanowiłem pojechać w rejon osiedla Bukowego, Kołowa i Dobropola – czyli konkretnie do Puszczy… Zaraz po śniadaniu zaczęliśmy kompletować sprzęt. Dwie kamery, aparat i statyw musiało nam wystarczyć. Szumi Pictures to nie Universal ani Paramount 😉 Jeżeli chodzi o Puszczę Bukową, to najgorzej jest się tam dostać, ponieważ pierwsze 6 kilometrów trzeba przejechać po ruchliwych ulicach Szczecina, a później, żeby wspiąć się do Kołowa (najwyższego punktu w okolicy), trzeba pokonać ponad trzykilometrowy podjazd po leśnej drodze. Dla SuperFour’a taka górka to pryszcz, ale jeżeli chodzi o rower, to rzeczywiście trzeba mięć sporo mocy w nogach. Niewielu jest takich, którzy dają radę zdobyć Wzgórza Bukowe za jednym zamachem. Nawet w moim terenowym pojeździe, bez wspomagania silnika spalinowego raczej zabrakłoby mi po drodze prądu przed szczytem… Zazwyczaj pokonanie odcinka z domu do Kołowa zajmuje mi około godziny. Tak było i tym razem. Z bazy wyruszyliśmy o 11:45 i po sześćdziesięciu minutach byliśmy w najwyżej położonym punkcie na dzisiejszej trasie, tuż przy kamieniu, a właściwie głazie zwanym Sercem Puszczy. Kilometr wcześniej wyprzedziła nas jakaś leciwa czerwona Toyotka z paczką licealistów na pokładzie. Ten sam samochód dogoniliśmy właśnie przy wieży radiowo-telewizyjnej w Kołowie. Z daleka nie było za bardzo wiadomo o co chodzi, ale w każdym bądź razie auto stało zaparkowane na środku drogi, a zza niego wystawał pomarańczowy kogut z napisem Straż Leśna, przymocowany do zielonej terenówki strażników. Gdy uświadomiłem sobie, że to właśnie oni zatrzymali ruch, przypomniało mi się, że dwa zakręty wcześniej minęliśmy małą, brudną tabliczkę „Ścinka drzew – wstęp wzbroniony”. Podjeżdżając do radiowozu, byłem przekonany, że po prostu strażnicy na chwilę zamknęli drogę, żeby uporać się z jakimś pobliskim drzewem. W moim przekonaniu utwierdzał mnie hałas działających sto metrów dalej pił motorowych. Jednak tym razem byłem w błędzie… Jako, że zbliża się wrzesień, panowie leśnicy najwidoczniej chcieli podreperować swój leśny budżet i wypisać kilka mandatów po 500 złotych za złamanie zakazu, żeby była kasa na wypłaty… Na szczęście ja i mandat, to dwie i różne rzeczy. W końcu mam paszport Polsatu, kartę PAYBACK i jestem znajomym Piaska 😉 Gdy tylko wyłoniliśmy się zza zakrętu, jeden ze strażników powoli zaczął iść w naszym kierunku. Piętnaście metrów przed nami wyjął lizaka i nieśmiale nim machnął, żebym się zatrzymał. Chciałem podjechać jeszcze kawałek dalej i stanąć w kolejce za tą czerwoną Toyotą, ale kiedy minąłem leśnika, te krzyknął – Proszę się zatrzymać! Wtedy już byłem przekonany, że nie zatrzymano nas ze względu na chwilowy zator… Gdybym podszedł do całej sprawy twardo i zawzięcie, na dzień dobry powinienem powiedzieć – Gdzie masz ch*** czapkę?! 😉 Poza zielonymi spodniami i lizakiem w prawej dłoni, zatrzymujący nas facet, nie miał na sobie nic, co mogłoby świadczyć o jego przynależności do leśnej brygady… Mimo wszystko mając świadomość, że chyba jednak prawo jest tym razem po jego stronie, przyjęliśmy zasadę udawania miejscowych głupków, która zazwyczaj jest skuteczna… W momencie gdy ten pierwszy strażnik zajął się nami, drugi wypisywał już mandat tym, którzy dali się złapać wcześniej. Twarze, żeby nie powiedzieć gęby leśników były nam znane, ponieważ mieliśmy już przyjemność poznać się dwa miesiące temu, gdy zostaliśmy z Rafałem przez nich zatrzymani na leśnej drodze koło Dobropola. Wtedy bardziej kierowało nimi zaciekawienie moim pojazdem, niż chęć wystawienia mandatu. Dzisiaj nasze spotkanie miało zdecydowanie inny charakter… Jako, że z mojego ipod’a grała głośno muzyka, lizakowy zaczął rozmowę z Rafałem. Z tonu konwersacji łatwo było wywnioskować, że obejdzie się bez kary, ale swoje musieliśmy wysłuchać. Strażnik powiedział, że zdaje sobie sprawę z tego, że mój wóz jest pojazdem uprzywilejowanym, ale mimo wszystko podczas wycinki drzew naprawdę jest niebezpiecznie i Lasy Państwowe nie chcą mieć nas na sumieniu. Później przez kolejne dwie minuty uświadamiał nas o tym co grozi nam przy szalejących z piłami drwalach, aż w końcu po okazaniu przez nas ogromnej skruchy, pozwolił nam jechać dalej. Na odchodne dodałem jeszcze – Co złego to nie my – i żeby nie zostać przygniecionym przez padające w pobliżu buki, ostro ruszyliśmy w stronę Kołowa… Najbardziej dziwię się tamtym licealistom, którzy pokornie przyjęli mandat. Ja na ich miejscu, a nawet na swoim, nie poddałbym się tak łatwo. Tabliczka informująca o wycince i zakazie wjazdu po pierwsze była bardzo mała (30×30 cm), po drugie była doszczętnie zabłocona, na tyle, że ciężko było cokolwiek z niej odczytać, i w końcu po trzecie, wbili ją na jakimś kiju na poboczu, pół metra od drogi. Rafał naprawdę nie zauważył tej mizernej dykty… Idąc dalej tym tropem, skoro to takie niebezpieczne, to wydaje mi się, że droga powinna być mimo wszystko wyraźnie czymś zastawiona. W Stanach można by śmiało podać Lasy Państwowe do sądu o narażenie zdrowia i życia odwiedzających tą część Puszczy. Trzeba walczyć o swoje, prawda? 😉 Kilkaset metrów za blokadą dotarliśmy do normalnej, asfaltowej drogi, łączącej Szczecin z Kołowem, gdzie znaleźliśmy się po krótkiej chwili. Jako, że stamtąd przez najbliższe 6 kilometrów do Dobropola mieliśmy pod kołami właśnie asfalt, na rogatkach Kołowa wyjęliśmy z kufra sprzęt nagrywający i rozpoczęliśmy rejestrowanie moich skromnych wyczynów. Szkoda tylko, że nie mieliśmy kamer na wierzchu wcześniej, podczas interwencji Straży Leśnej – to dopiero byłby materiał – aktorstwo na hollywoodzkim poziomie 🙂 Kilometr za Kołowem minęliśmy bazę leśników i kawałek dalej wskoczyliśmy na najlepszą ścieżkę rowerową w powiecie…

Jest to normalna wąska, leśna droga, na której niedawno, dzięki funduszom z niezastąpionej Unii Europejskiej zrobiono całkowicie nową nawierzchnie. Na tej jezdni obowiązuje zakaz ruchu, który nie dotyczy służb leśnych i rowerów. Cały ten czterokilometrowy szlak biegnie przez Puszczę Bukową. Uwielbiam tą trasę! Nie tylko dlatego, że jest na niej pusto, a nawierzchnia jest równa jak przysłowiowy stół. Na całym tym odcinku prawie w ogóle nie ma prostych odcinków, jeden zakręt przechodzi w kolejny. Zawsze czuję się tam, jakbym jechał po prawdziwym wyścigowym torze… Cały czas Rafał kręcił mnie „z ręki” jadąc rowerem. Prawie do końca mieliśmy z górki, więc nie musiał podczas nagrywania pedałować, wystarczyło, że jedną ręką trzymał kierownicę i hamulec 😉 Druga kamerka była zamocowana na moim pojeździe…

Kiedy dojechaliśmy już do Dobropola musieliśmy zawrócić. Nie było po co się spieszyć, ponieważ byliśmy zmuszeni wrócić do Szczecina tą samą drogą, którą tu dotarliśmy, a wiadomo było, że do piętnastej drwale będą walczyć z bukami, a strażnicy liczyć na łatwą kasę… Większym problemem uniemożliwiającym nam kręcenie w czasie jazdy, był podjazd. Ostatnim razem Rafał dostał na nim nieźle w kość i to bez kamery, a do tego dzisiaj mieliśmy jeszcze prawdziwy żar z nieba. Dlatego, żeby go nie dobijać, przyjęliśmy strategię ujęć ze statywu. Operator jechał przodem, przyczajał się w rowach, na zakrętach, czy przy rozjazdach i nagrywał jak pędzę…

Kawałek przed Kołowem minęliśmy się ze strażnikami, którzy zakończyli na dzisiaj łapankę i szybko wracali do bazy. Koło Serca Puszczy widzieliśmy również drwali opuszczających traktorem las. Jednym słowem, droga do domu była czyściutka. Wystarczyło tylko życzyć sobie szerokości, przyczepności i śmiało mogliśmy zasuwać w dół do Szczecina 😉 Zjazd poszedł nam ekspresowo i już po kilkunastu minutach byliśmy w upalnym mieście. Muszę przyznać, że sprzyjała nam również sygnalizacja świetlna, dzięki której błyskawicznie przejechaliśmy przez osiedle Słoneczne. Kiedy na chwilę zatrzymaliśmy się na przejeździe kolejowym na ulicy Pomorskiej, Rafała złapał silny skurcz, przez co w ogóle nie mógł wyprostować nogi. Na szczęście należy on do prawie takich twardzieli jak ja, więc zacisnął zęby i starając się nie prostować kolana, jakoś dojechał do naszej bazy…

Dzisiejszy wybór Puszczy Bukowej był bardzo trafny. W cieniu wysokich buków nie było aż tak gorąco, jak w mieście i dało się jakoś wytrzymać… Do tego udało nam się nakręcić prawie dwie godziny materiału! Przypłaciliśmy to co prawda kontuzją operatora, ale już przed wyjazdem mówiłem, że z takim budżetem to ja mogę nakręcić co najwyżej reklamę Żabki, a nie porządne kino akcji 😉 Jeszcze tylko spróbujemy zrobić kilka ujęć koło Lubczyny i jesienią będę mógł zabrać się za montaż mojego dzieła 🙂 Już nie mogę się doczekać…

P.S. Wielkie podziękowania dla Straży Leśnej za nie wystawienie mandatu dwóm, zabłąkanym w Puszczy globtroterom 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *