Świeradów-Zdrój 2009 – dzień 9. – Zamek Czocha…

***** Tekst utworzony 24.02.2011r. *****

28.07.2009r. – wtorek

Do dzisiejszej relacji za bardzo się nie będę przykłada, ponieważ SuperFour był dzisiaj bezużyteczny, a ja musiałem się męczyć na zwykłym wózku. Jak Wam wiadomo, blog jest poświęcony moim podróżą na półtonowym rumaku, a nie tam jakimś wycieczką grupowym z przewodnikiem… Poza tym i tak nikt tego nie będzie czytał…

Wszystko przebiegało zgodnie z planem – wczoraj wieczorem do Świeradowa przyjechał mój tata, pogoda była paskudna – akurat dzień w sam raz na wycieczkę samochodową do Zamku Czocha…

Ze Świeradowa do Leśnej, gdzie znajduje się ten zamek, mieliśmy jakieś 20 kilometrów. Załadowaliśmy się „całą ekipą” (ja, mama, tata i babcia) w mamy Kangoo i ruszyliśmy na zwiedzanie… Pierwszą atrakcją zaplanowaną na dziś, był Czarci Młyn. Dla jednych niestety, dla drugich całe szczęście, ale nieudało nam się go odwiedzić, ponieważ był zamknięty. Mniej więcej w połowie drogi do Leśnej, była kolejna rzecz warta uwagi – ruiny Zamku Świecie. Rzeczywiście, z której strony by na to nie patrzeć, ruiny jak w mordę strzelił 😉

Ja z babcią zostaliśmy w samochodzie, ponieważ po pierwsze padało, a po drugie wszystko było widać z auta. Po kilku minutach pojechaliśmy dalej i kwadrans później byliśmy pod Zamkiem Czocha. Zostawiliśmy Kangura na parkingu i poszliśmy zwiedzać główną atrakcję dzisiejszego tourne. Ja musiałem jechać na tym kaszanowatym wózku, który nie ma nawet jednej sprężynki, która mogłaby posłużyć jako resor, albo chociaż go udawać. Do tego podgłówek w mojej kolasce jest tak twardy, że nadaje się jedynie do tłuczenia orzechów. Ale gdyby nie on, to o zwiedzaniu jakiegokolwiek zamku, mógłbym sobie tylko pomarzyć… Zamek Czocha możecie kojarzyć z serialu „Tajemnica Twierdzy Szyfrów”, który w ostatnich latach rozsławił tą twierdzę w całym kraju. Na podzamczu zaliczyliśmy muzeum poświęcone temu serialowi oraz latom czterdziestym ubiegłego wieku. Następnie udaliśmy się na Zamek. Jako że mieści się tam między innymi hotel, nie można zwiedzać sobie wnętrza na własną rękę. Co godzinę zbierają dwie grupy i potem oprowadzają je po tej tajemniczej twierdzy. Spóźniliśmy się 5 minut na start i musieliśmy czekać 55…

Okazało się, że było warto… Zamek robi piorunujące wrażenie. Może z zewnątrz nie wygląda on jakoś nadzwyczajnie, ale w środku jest obłędny. Szczególnie przypadły mi do gustu tajne przejścia pomiędzy pokojami – znaczy komnatami – pokoje to my mamy 😉 Jedynym minusem była pani przewodniczka, która była nudniejsza od narratora z Discovery Channel…

Po obchodzie Zamku poszliśmy do takiego mini muzeum – Sala Tortur, które mieści się w podziemiach twierdzy. Mama z babcią nie odważyły się tam wejść, ale w sumie nic nie straciły. Poza lochami i krzesłem czarownic, na którym były torturowane wiedźmy, nic ciekawego tam nie było, no może z wyjątkiem cennika usług kata 😉 Po tym wszystkim załadowaliśmy się do samochodu i pojechaliśmy do ostatniego punktu dzisiejszej wycieczki – Lubomierza…

Drogi, którymi tam dotarliśmy, momentami były węższe od ścieżek rowerowych, a nawierzchnia biła na głowę wszystkie jezdnie, jakie zjeździłem przez ponad 22 lata mojego życia… Miejscowi uważają, że Lubomierz, to polskie Hollywood. Chyba im się sufit na łeb spadł! Tam nawet nie ma dworca kolejowego, a co dopiero lotnisko. Z drugiej strony nie ma co marudzić, PKS przyjeżdża do centrum Lubomierza ze dwa razy dziennie, a na miejscu jakby ktoś chciał, można zawsze wynająć chłopa z furmanką, no bo chyba nikt z Was nie myślał o taksówce? Co tu dużo mówić – po prostu jakie gwiazdy, takie Hollywood 😉 Teraz przynajmniej wiem po co polscy aktorzy kupują duże, terenowe wozy. Przecież jakoś muszą tam dojechać na coroczny Ogólnopolski Festiwal Filmów Komediowych… Głównym wabikiem, który nas tam zaciągnął, było Muzeum „Kargula i Pawlaka”, które okazało się jeszcze większą lipą, jak całe to Poliwood. Dla właścicieli szacun za brak barier architektonicznych, ale poza tym to to muzeum było mniejsze od mojego mieszkania, a trzeba Wam wiedzieć, że willi to ja nie mam…

Na miejscu można podziwiać, trochę przesadziłem, obejrzeć eksponaty z filmu „Sami Swoi” i pozostałych dwóch części tej durnej trylogii. Jest też sklepik, w którym zamiast pamiątek powinni sprzedawać zapomniątki, żeby jak najszybciej zapomnieć o pobycie w Lubomierzu 😉 Ale jakbyście widzieli co oni tam za shit mają w ofercie… Oprócz różnych gadżetów z ich nadrukiem, filmów dvd i magnesów na lodówkę, sprzedają woreczki z ziemią z Krużewnik – przegięcie… Starczy już tego oczerniania tej biednej mieściny. Nie chcę narobić sobie nowych wrogów, bo jeszcze kiedyś będę w okolicy i Lubomierzanie mnie namierzą, poczym spuszczą mi niezły łomot. Dlatego powiem tylko tyle – nie jedźcie tam! 😉

Na tym skończyliśmy dzisiejszy objazd po okolicy Świeradowa. Było całkiem sympatycznie. Co prawda wolałbym spędzić ten czas w moim bolidzie, ale dzisiaj i tak cały dzień padało, także alternatywna wycieczka samochodowa, była strzałem w dziesiątkę. Zamek Czocha polecam wszystkim – to po prostu trzeba zobaczyć! Nawet ten nieszczęsny Lubomierz nie był wcale taki zły 😉

***** Tekst utworzony 24.02.2011r. *****

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *