Zinnowitz 2011 – dzień 6. – Plażing ciąg dalszy…

***** Tekst utworzony 17.12.2011r. *****

Dzisiejszy dzień, również nie przysporzył nam zbyt wielu ciekawych przeżyć. Przez ogólny chłód, drugą dobę z rzędu, byliśmy zmuszeni spędzić na miejscu. I tak nie mieliśmy aż tak źle, ponieważ swobodnie mogliśmy poruszać się po Zinnowitz. Nie to co SuperFour, który cały ten czas spędził samotnie w przyczepie… Przewagą tej soboty było to, że już nie wiało tak jak wczoraj i przez cały dzień nie spadła ani jedna kropla deszczu. W związku z tym, po śniadaniu udaliśmy się z mamą na pobliską plażę, gdzie spędziliśmy ponad godzinę. Ludzi było sporo, no bo to w końcu weekend, ale i tak nie były to takie tłumy, jak na przykład w Świnoujściu… Kiedy już byliśmy konkretnie znudzeni tym całym plażowaniem, poszliśmy na promenadę w celu zaliczenia codziennej, obowiązkowej kawy. W słońcu zrobiło się na tyle ciepło, że około trzynastej, mogliśmy zdjąć grube bluzy. Po wypiciu smacznego cappuccino z papierowego kubka, kupiliśmy w pobliżu mola małe pączki i wróciliśmy do hotelu na ich degustację. Kiedy deser mieliśmy już za sobą, spakowaliśmy niezbędny sprzęt, czyli ipod’a dla mnie oraz książkę dla mamy, i ponownie ruszyliśmy na plażę. Tym razem wytrzymaliśmy tam prawie półtorej godziny! Ja słuchałem muzyki i opalałem nos, a mama czytała jakiś kryminał. Kiedy tak siedziałem z zamkniętymi oczami, które niemiłosiernie łzawiły mi od nadmiaru światła słonecznego, wpadłem na pewien pomysł. Niestety już za dwa dni, czyli w poniedziałek, wracamy do domu. W związku z tym, postanowiłem dotrzeć do Świnoujścia za sterami SuperFour’a, a do przyczepy wskoczyć dopiero za przeprawą promową na wyspie Wolin. Powodzenie planu, zależy jak zwykle od pogody, więc ostateczną decyzję o wyprawie do Polski, podejmiemy w poniedziałek rano… Żeby pobić mój prywatny rekord spędzania czasu na plaży, po kolacji poszliśmy na zachód słońca…

Nadmierna czerwień na mojej twarzy, była wywołana dzisiejszym opalaniem. Mam nadzieję, że jutro nie będę już wyglądał jak członek Samoobrony 😉 Poza nami, na plaży była tylko jedna para, która tak naprawdę miała chyba w nosie cały ten zachód i zajmowała się tylko i wyłącznie sobą. Być może byli tu już kiedyś i wiedzieli, że słońce w Zinnowitz, zamiast wpadać do morza, chowa się za lądem. Lipa…

Trochę zawiedzeni wróciliśmy do pokoju i po kilku godzinach oglądania telewizji, poszliśmy spać, licząc, że jutro pogoda nie zrobi nam żadnego psikusa i w końcu będziemy mogli pojechać na południe wyspy do Lütow…

***** Tekst utworzony 17.12.2011r. *****

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *