Lipiec 2009…

***** Tekst utworzony 2.02.2011r. *****

W lipcu – dokładnie trzeciego w piątek – przyjechał do mnie naprawiony SuperFour. Przywracanie go do życia zajęło niemieckim inżynierom niecałe dwa tygodnie. Wyglądał jak nowy, błyszczał się bardziej, niż zaraz po zakupie. Chyba dwa dni go reperowali, a resztę czasu poświęcili na dogłębne mycie całego pojazdu 😉 Okazało się, że przyczyną awarii było spalenie się jednego z czterech silników elektrycznych, napędzających koła. Z fabryki jak do tej pory, wyjechało zaledwie kilkadziesiąt takich pojazdów i tak naprawdę każdy z nich to prototyp. Przed wprowadzeniem tego wehikułu do sprzedaży, może i były przeprowadzane testy, ale najprawdopodobniej tylko jakieś podstawowe. Natomiast wątpię czy któryś z „wynalazców” SuperFour’a, piłował nim 50 km jednego dnia… Thomas Kaliebe zapewnił nas, że teraz już żaden silnik się nie spali, ponieważ wszystkie cztery zostały wymienione (w ramach gwarancji) na silniki nowej generacji – Motor neue Generation 😉 Tak na marginesie mówiąc, to tych też pewnie nikt nie przetestował… Jasne, najlepiej dać polakowi i niech nam sprawdzi. A co ja kur…a oblatywacz jestem?! 😉 SuperFour – za jednym zamachem – został zreperowany i przeszedł coroczny przegląd. W książce serwisowej mechanik, który wykonywał „Inspektion” wpisał całkowity przebieg pojazdu – 1321 km, taka informacja podobno znajduje się w moim komputerze pokładowym.

Trzeba było sprawdzić silniki nowej generacji w terenie. Już następnego dnia – w sobotę 4.07. – nawinęła się pierwsza okazja. Podjechaliśmy przyczepą do Lasku Arkońskiego i właśnie tam miałem przyjemność – po raz pierwszy – przejechać się SuperFour’em z nowym napędem elektrycznym… Od razu po starcie było czuć, że to nie jest ten sam pojazd, którym jeździłem do tej pory. Nowe silniczki wydają z siebie inny dźwięk, są bardziej piskliwe. Do tego wydaje mi się, że teraz SuperFour ma trochę słabsze przyspieszenie. Ale widocznie tak musi być. Na dłuższą metę, to nie jest wcale tak źle, a poza tym do wszystkiego idzie się przyzwyczaić. Znalazłem również plusy nowej wersji – mój bolid stał się bardziej zwrotny i przede wszystkim dużo szybciej, a właściwie ostrzej skręca. Za pierwszym razem lekko się zląkłem reakcją wozu na mój skręt. Później potrenowałem takie manewry omijając gałęzie, liście i żaby w Lasku Arkońskim. Muszę przyznać, że po przymusowym tuningu, SuperFour stał się bardziej agresywną maszyną i teraz daje jeszcze więcej przyjemności z jazdy. Zastanawia mnie tylko dlaczego inaczej skręca, skoro wymieniane były jedynie silniki napędzające koła…

W dzień testu przejechałem 21 kilometrów. Wystartowaliśmy z pod stadionu Arkonii i polecieliśmy w kierunku Głębokiego. Dojechaliśmy do plaży, a tam wskoczyliśmy na ścieżkę biegnącą właśnie, wokół tego jeziora. Jechałem równo z jakąś dziewczyną uprawiającą jogging. Cały czas wyprzedzaliśmy się z nią na wzajem, trochę mnie to zaczęło irytować, więc dodałem gazu i zniknąłem jej gdzieś pomiędzy drzewami… Dalej zaczęliśmy oddalać się od jeziora Głębokiego na północ. Tym razem miałem ze sobą mapę i telefon z GPS, także trzymałem rękę na pulsie i czuwałem nad poprawnym przebiegiem wycieczki. Kilkanaście minut później, po przeprawie przez grząski piach, dojechaliśmy do Pilchowa. Stamtąd do Szczecina wróciliśmy ścieżką rowerową położoną wzdłuż drogi nr 115. Trasa cały czas prowadziła w dół – uwielbiam długie, szybkie zjazdy… W Szczecinie wbiliśmy się z powrotem do Lasku Arkońskiego i pojechaliśmy do Parku Kasprowicza pod Pomnik Czynu Polaków (takie 3 orły). Pokręciłem się chwilkę po okolicy, tata porobił trochę fotek i ruszyliśmy z powrotem w kierunku Arkonki. Po drodze zatrzymaliśmy się przy Różance. Jest to po prostu, znany w całym Szczecinie, Ogród Różany. Ja oczywiście – jak nietrudno się domyśleć – byłem w nim po raz pierwszy 😉 I pewnie ostatni. Nudy… Nie będę tracił mojego cennego czasu, żeby oglądać z podziwem jakieś pierd…..ne kwiatki… Przeszliśmy całą tę wątpliwą atrakcję turystyczną i pojechaliśmy na parking, żeby załadować sprzęt i zwinąć się do domu. Kolejne dwie godziny jazdy zaliczone.

Później miałem przerwę w jazdach spowodowaną wypadem do Niemiec na GP Formuły 1. SuperFour czekał na mnie pokornie w garażu, zbierał siły na wyjazd do Świeradowa… A tam sporo się działo, dlatego o mojej wizycie w Górach Izerskich napiszę w osobnym wpisie…

***** Tekst utworzony 2.02.2011r. *****

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *