Świeradów-Zdrój 2010 – dzień 11. – Hollywoodzkie zakończenie…

***** Tekst utworzony 19.04.2011r. *****

Lało całą dobę… Dzisiaj przyjechał po nas tata. Wszedł do pokoju i od razu mówi – Nie chcę żadnej kawy, spadamy stąd, bo za chwilę w ogóle nie wyjedziemy… My nie bardzo wiedzieliśmy o co mu chodzi, więc mama zapytała – Ale o co chodzi? Tata nam uświadomił, że nadchodzi powódź… Rodzice czym prędzej zanieśli bagaże do samochodu. W tym czasie woda zalała już kuchnie hotelu. Musiałem szybko zjechać windą na dół, ponieważ w każdej chwili mogli wyłączyć prąd. Na parterze było rozwiniętych pełno węży, dwie pompy wywalały wodę na zewnątrz. Kiedy ja siedziałem już w samochodzie, mama płaciła przy recepcji za pobyt, a tata mocował przyczepę… Cały czas równo padał deszcz. Gdy czekałem sam w aucie, słuchałem uważnie CB radia. Kierowcy donosili o zamykanych i nieprzejezdnych drogach w okolicy. O 13-tej czynny był tylko przejazd przez Mirsk. Wszędzie z góry płynęła woda. Ulice zamieniły się w górskie strumyki, razem z wodą leciały kamienie i rożne śmieci. Na całym odcinku trasy do Bolesławca, pełno było straży pożarnej i policji. Prawie non stop wzdłuż drogi płynęły rzeki, które w kilku miejscach nie mieściły się w korycie i wylewały na jezdnię. Momentami było naprawdę gorąco… Jakoś dojechaliśmy do autostrady. W paru nieckach wody było od groma. Dwa razy wpadliśmy w poślizg, ale tata zachował zimną krew i wyszliśmy z tego bez szwanku… Padało prawie przez całą drogę do Szczecina. W domu w wiadomościach zobaczyliśmy dopiero powódź w pełnej okazałości – masakra! W Świeradowie byliśmy drugi raz i drugi raz byliśmy świadkami kataklizmu. Rok temu tornado, teraz powódź, za rok pewnie doświadczymy trzęsienia ziemi… No i to wszystko gratis… 😉 Najważniejsze, że jesteśmy cali i zdrowi. Do następnego!

***** Tekst utworzony 19.04.2011r. *****

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *