Świnoujście 2010 II – dzień 1. – przyjazd…

***** Tekst utworzony 24.03.2011r. *****

No i mamy czerwiec… Przez ostatnie dwa tygodnie prawie nie jeździłem. Siedziałem za to w domu i finalizowałem „Wpływ działań podejmowanych w ramach Partnerstwa na Rzecz Rozwoju „Winda do pracy” na zwiększenie stopnia zatrudnienia osób niepełnosprawnych”, czyli moją pracę magisterską 🙂 Muszę się Wam przyznać, że kilka razy, kiedy np. na pytanie – co chcesz na obiad? odpowiadałem – beneficjenta ostatecznego, musiałem odpocząć od pisania. Wtedy wykradałem się z domu i przez 30 minut jeździłem jak wariat po lesie, bez żadnego ładu i składu – taki freestyle pełną gębą. Chociaż przez chwilę mogłem zapomnieć o tych dyrektywach, programach, i całym tym unijnym bełkocie… Bleee… Za dwa tygodnie dzieło musi być gotowe. Dam radę, nie będzie tak źle. W końcu licencjat napisałem w 30 godzin, a moja praca magisterska ma być tylko jego rozwinięciem… Gdyby za oknem świeciło słońce, to pewnie olałbym tą całą obronę i przełożyłbym ją na październik. Ale najwidoczniej „przeznaczenie” chciało, żebym miał to jak najszybciej z głowy. Od dawna, nie było już dnia bez deszczu. Padało, padało i padało, aż tu nagle dzisiaj, na „trójce”, między Wolinem a Międzyzdrojami wyszło upragnione słońce. Aaaaa… Zapomniałem wspomnieć, że od dzisiaj (środa) do poniedziałku zmieniłem miejscówkę na Park Avangard w Świnoujściu… Poprzedni majowy pobyt był jednym wielkim niewypałem… Teraz zmieniliśmy hotel, o dwa w prawo 😉 Jedno jest pewne, gorzej jak w Villa Rezydent nie będzie, ponieważ gorzej już być nie może… Pierwsze wrażenie – szok – pokój, znaczy apartament (muszę się przyzwyczaić) 35 metrów kwadratowych, prawie tyle, co w mieszkaniu mojej babci. Do tego aneks kuchenny, naczynia, gary, ogromny telewizor lcd i nawet wieża stereo! Do tego duuuży balkon z widokiem na morze, skierowany na zachód. Wózkiem można dosłownie tańczyć. Szkoda tylko, że łazienka jest mała. Wątpię czy uda mi się wcisnąć do kabiny prysznicowej. Najważniejsze, żeby tylko była pogoda. Nie mam zamiaru znowu kisić się przez cały długi weekend w pok… w apartamencie. Wolę koczować w namiocie na plaży i codziennie robić po 50 kilometrów, niż siedzieć w klimatyzowanym Park Avangard i gapić się w telewizor… Dzisiaj się ogarniemy, a jutro jedziemy podbijać świat! Syndrom pierwszej nocy mnie nie dotyczy, więc na pewno będę wyspany i gotowy do akcji…

***** Tekst utworzony 24.03.2011r. *****

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *