Koniec tego! Miarka się przebrała!
Po ostatnich wakacjach zepsutych doszczętnie pogodą, w tym roku postanowiłem zrezygnować z ratowania polskiej gospodarki i przestać pompować pieniądze w beznadziejną gałąź turystyki, która bez nastawienia na niemieckich gości, upadłaby już dawano. Zielona wyspa tym razem musi poradzić sobie beze mnie 😉 No bo ile można żyć w stresie i codziennie sprawdzać, czy oby szamani z telewizyjnej prognozy pogody akurat się nie pomylą i to, co zastanie nas następnego dnia na dworze, pozwoli udać się na superfour’ową wycieczkę… W 2012 roku nie mieliśmy zbyt wiele szczęścia. Podczas wakacyjnego pobytu w Świnoujściu, przez 2 tygodnie wyjechałem z garażu chyba tylko pięciokrotnie. Paranoja! Ciągle albo temperatura przypominała skandynawską jesień, albo opady deszczu naśladowały porę deszczową w Azji. Takie polskie all inklusive – zimno, wieje, pada 😉 Przed Szumi Travel pojawiło się kolejne arcytrudne zadanie, ponieważ musiałem znaleźć lokalizację, która spełniłaby wszystkie moje wymagania. Niestety niektóre z nich wykreślały się nawzajem. No bo na przykład niemożliwością jest znaleźć coś blisko Szczecina, gdzie panowałby klimat śródziemnomorski. W związku z tym musiałem wyszukać odpowiednią oazę, która pozwoliłaby mi w pełni cieszyć się urlopem… Jako, że będąc w moim stanie trzeba zapewnić sobie specyficzne warunki, o których normalny turysta nawet nie pomyśli, byłem zmuszony rozpocząć poszukiwania na szeroką skalę. Nie miałem dokładnie sprecyzowanego miejsca, w które pojadę – wiedziałem tylko, że musi to być południe. Na samym początku odpadły wszystkie lokalizacje, do których trzeba dostać się za pomocą samolotu. W takiej sytuacji do przewiezienia SuperFour’a na powiedzmy Teneryfę, trzeba by wynająć co najmniej śmigłowiec transportowy od Polskich Sił Powietrznych. Póki nie trafiłem głównej wygranej w lotka, jeszcze nie stać mnie na taką atrakcyjną podróż, więc od razu zrezygnowałem z wysp i innych kontynentów poza naszą poczciwą Europą… Hiszpanii podziękowałem bez chwili namysłu przez kompletny brak miłości do mieszkańców półwyspu Iberyjskiego. We Francji nad Lazurowym Wybrzeżem jest ciepło i zjawiskowo, to fakt, ale z kolei teren jest tak pofałdowany, że ciężko jest znaleźć szlak rowerowy, do którego pokonania nie potrzebne byłyby olimpijskie umiejętności. Wschodnia część basenu morza śródziemnego również nie spełniała moich wymagań głównie ze względu na odległość, górzysty teren oraz praktycznie zerowe przystosowanie dla osób niepełnosprawnych (przede wszystkim mam tutaj na myśli byłe kraje Jugosławii). Chcąc spędzić wakacje w temperaturze, która pozwoli mi jeździć SuperFour’em prawie od zmierzchu do świtu pozostał mi do wyboru tylko jeden kraj – Włochy. W Italii już od kwietnia robi się ciepło i przyjemnie w porównaniu do naszego rodzimego klimatu, a i odległość dzieląca Szczecin z włoską częścią Adriatyku nie jest najgorsza. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko uruchomić mój prywatny wywiad i wyszukać odpowiednie miejsce w sam raz na SuperFouring… Najpierw wrzuciłem kilka haseł do googli i spróbowałem znaleźć jakiś przyjazny hotel przystosowany dla niepełnosprawnych samemu. Niestety ze względu na całkowitą nieznajomość panującego tam języka, było to niemożliwe. Znany mi dobrze język angielski okazał się w tym przypadku praktycznie bezużyteczny. W związku z tym postanowiłem skontaktować się z dawną znajomą, która włoskim włada tak samo dobrze, jak polskim. Do tego wiedziałem, że nie raz spędzała wakacje w słonecznej i beztroskiej Italii… Oczywiście się nie myliłem i od razu otrzymałem od Kasi namiary na hotel, który już od pierwszego wejrzenia przypadł mi do gustu. Miejsce z podjazdami + sprzyjająca infrastruktura rowerowa, no i hotel położony nad samym morzem – czyż może być lepiej? 🙂 Postanowione! W tym roku miesiąc spędzę we włoskim Cesenatico (czyt. Czesenatiko) położonym na wschodnim wybrzeżu w regionie Emilia-Romania. Włochy ok, ale miesiąc?! Może i rzeczywiście to długo jak na wakacyjny pobyt nad Adriatykiem, ale z drugiej strony, jak weźmie się pod uwagę wszystkie czynniki, które musiałem połączyć w całość, żeby całe przedsięwzięcie doszło do skutku to 4 tygodnie wydają się najsensowniejszym rozwiązaniem… Głównym problemem z jakim musiało uporać się Szumi Travel był transport SuperFour’a, bez którego zapewne nigdy nie pomyślałbym o podróży w to mało popularne w naszym kraju miejsce. Aby nie wykończyć się długą i powolną jazdą ze Szczecina wymyśliłem, że mój pojazd wyślę do Włoch na palecie wykupując fracht w jednej z firm trudniącej się takowym przewozem. Większość z przedsiębiorstw, do których wysłałem zapytanie ofertowe, nie odezwała się wcale. Ani duże międzynarodowe korporacje zajmujące się transportem ładunków pomiędzy Polską a Włochami, ani malutkie foremki, które pojadą tam, gdzie się im zapłaci nie chciały podjąć się tego jakby się mogło wydawać prostego zlecenia. Jedyną firmą, z którą udało mi się wstępnie porozumieć była UPS SCS Sp. z o.o., której spedytorzy bez problemów i zbędnych pytań ustalili ze mną wszystkie warunki odnośnie transportu SuperFour’a do Cesenatico i z powrotem. Co prawda w porównaniu do ceny za przesyłkę standardowej paczki kurierem nawet na koniec Europy, koszt przewozu mojego krążownika na palecie, znacząco przewyższał zakładany budżet, dlatego w listopadzie 2012, pół roku przed planowanym wyjazdem, wysłałem mailem pismo do prezesa z uprzejmym zapytaniem o ewentualny rabat, bądź zniżkę. Nie był bym sobą, gdybym w liście nie uruchomił swojej włoskiej natury i przy okazji nie spróbował zaoferować czegoś w zamian, co przy większym zamieszaniu powinno sprawiać wrażenie, że to oni, czyli w tym przypadku UPS, wyjdą na tym lepiej ode mnie 😉 Starając się zrobić z mojego malutkiego teamu coś na wzór chociażby Scuderii Ferrari, czyli włoskiej drużyny formuły 1, zaoferowałem ze swojej strony artykuły na moim blogu z każdorazowego załadunku i rozładunku SuperFour’a przez kuriera od większych gabarytów z wyraźnym lokowaniem produktu, czyli tutaj usługi transportowej UPS. Oprócz tego wymyśliłem, że cały miesięczny wyjazd mógłbym zatytułować powiedzmy “UPS Tour 2013” i nawet zasugerowałem, możliwość wykonywania banera reklamowego na mój koszt, który wisiałby przez 4 tygodnie na hotelowym balkonie rozsławiając międzynarodową korporację biorącą udział w tak unikatowym przedsięwzięciu, jak moje wakacje 😀 Niestety, przez tydzień oczekiwałem na odpowiedź, której ostatecznie w ogóle nie dostałem. Spróbowałem wysłać maila jeszcze raz, poczym rozesłałem go do całego Zarządu firmy, aż w końcu będąc mocno zażenowanym kompletnym brakiem odzewu, wysłałem oficjalne pismo listem poleconym do samej pani Prezes. Niestety pomimo tego, że każda z firm będąca na europejskim poziomie, powinna odpowiedzieć na wszystkie listy przychodzące, do dnia dzisiejszego nie otrzymałem ani pozytywnej, ani negatywnej odpowiedzi na moje poważne pismo… Nie chcę już dłużej lokować na łamach mojego bloga firmy, której chciałem powierzyć prawie 5 tysięcy złotych i mój pojazd, na ten temat powiem jeszcze tylko tyle, że w końcu, po kilku burzliwych konwersacjach wewnątrz teamu, całkowicie zrezygnowałem z przewozu SuperFour’a na drewnianej palecie i zdecydowałem ostatecznie, że pojedzie on razem z nami w przyczepie. Ten wariant podróży do Włoch może i trochę wydłuży czas pokonania tego półtora tysiąca kilometrów dzielącego Szczecin z wybrzeżem Adriatyku, ale przynajmniej moje narzędzie do wożenia się po słonecznych szlakach Italii, będzie cały czas za moimi plecami… Mając już załatwioną sprawę transportu, zająłem się przystosowaniem hotelu do swoich indywidualnych potrzeb. Cynk o możliwości wynajęcia obszernego apartamentu z dużą sypialnią, w pełni wyposażoną kuchnią oraz co najważniejsze z łazienką, w której będę mógł bez problemu się wykąpać, dostałem właśnie od Kasi, która bywała tam już kilka-kilkanaście razy. Wiedząc dokładnie czego mogę spodziewać się na miejscu, miałem zdecydowanie ułatwione zadanie ze znalezieniem konkretnej lokalizacji, która przez miesiąc będzie moim Castel Gandolfo. W sumie bez dłuższego przeglądania oferty innych, pobliskich przybytków, od razu zdecydowałem się na polecany apartament Maestrale w hotelu Valverde mieszczącym się w nadmorskiej dzielnicy Cesenatico o tej samej nazwie. Właściwie jedyne, co mnie zdziwiło podczas korespondencji z właścicielem Rezydencji – panem Ricci’m – to odkładanie przyjęcia mojej rezerwacji do stycznia tego roku ze względu na to, że do końca Włosi nie wiedzieli, kiedy rozpoczną sezon i otworzą swój przybytek dla turystów. Prawdę mówiąc nie przypuszczałem, że nad Adriatykiem mają przez dłuższą część roku zamknięte hotele prawie tak, jak nad naszym ukochanym arktycznym Bałtykiem 😉 Na szczęście po kilku marudzących mailach wysłanych znad Odry w okolicę ujścia Rubikonu, pan Ricci zlitował się nade mną i odpisał, że możemy przyjechać do Valverde 20 maja, kiedy to wspólnie rozpoczniemy sezon 2013 🙂
Transport odhaczony, baza zarezerwowana, lista rzeczy do zabrania zapełniona, SuperFour wypucowany. Startujemy 19 maja! Pierwszy postój w okolicy Monachium na nocleg, drugi dzień później w Cesenatico. Kolejny meldunek z włoskiego buta 😉 Ciao!