Kilka miesięcy temu, zostałem zaproszony na pierwszy w Polsce zjazd osób z rdzeniowym zanikiem mięśni, czyli schorzeniem, które towarzyszy mi od ponad 26 lat. Niestety ze względu na wcześniej zaplanowany wyjazd do Włoch, nie będę mógł osobiście uczestniczyć w tym ciekawie zapowiadającym się przedsięwzięciu, które zaplanowano na ostatni weekend maja. Na szczęście dzięki Kamili – organizatorce całego tego pionierskiego zjazdu – będę mógł wziąć w nim udział w wersji cyfrowej 🙂 Ustaliliśmy, że podczas imprezy zostanie wyemitowany reportaż, który miałem okazję nagrać przeszło 2 lata temu, dotyczący mojego bloga i podróży, które organizuję sobie już od 2008 roku. Nie byłbym sobą, gdybym po prostu skopiował płytkę z filmem zalegającą gdzieś na mojej półce i wysłał ją do Kamili. To byłoby zbyt banalne 😉 Najpierw naszła mnie myśl, żeby przed emisją programu połączyć się z uczestnikami zjazdu przez Skype’a, ale ze względu na brak wiedzy na temat ewentualnego połączenia z internetem we Włoszech, ta opcja szybko upadła. Zamiast tego, postanowiłem nagrać krótkie pozdrowienia i umiejętnie wkleić je przed reportażem. Aby cały został zrealizowany, musiałem po kilku latach ponownie powołać do życia SZUMI PICTURES i zabrać się do dzieła 🙂
Do przyrządzenia tego pozdrowienia potrzebne mi były:
– maszyna rejestrująca obraz (kamera)
– trzy pręty połączone w całość (statyw)
– ustrojstwo nagrywające głos (dyktafon)
– Asystent Osobisty Osoby Niepełnosprawnej (operator kamery, dźwiękowiec i charakteryzator w jednym)
– czarne pudełko podłączone do kolorowego ekranu (komputer)
– wena i natchnienie do smaku 😉
Przez bardzo napięty plan dnia przed wyjazdem do słonecznej Italii, gdzie akurat od dwóch dni pada, na zdjęcia w plenerze miałem wygospodarowane zaledwie pół godziny. Kiedy przygotowaliśmy z Rafałem cały niezbędne sprzęt i wyszliśmy na ogród, gdzie chciałem rozpocząć nagrywanie, kilka sekund po przekroczeniu moim kołem progu domu, sąsiad zza płotu postanowił uruchomić swoją kosiarkę, która gwałtownie zmieniła harmonogram dnia. Musieliśmy zająć się czymś innym i powrócić do tematu filmu za godzinę, gdy na zewnątrz zrobiło się zdecydowanie mniej hałaśliwie… Około czternastej ponownie pojawiliśmy się na dworze i korzystając z chwilowej ciszy, zabraliśmy się do pracy. Wystawiliśmy z garażu SuperFour’a i ulokowaliśmy go na tle rododendronów. Dodatkowo skręciliśmy w nim koła, żeby prezentował się jeszcze atrakcyjniej 😉 Brakowało nam tylko gwiazdy, która wystąpiłaby w kadrze i pozdrowiła SMA-koszy (uczestników zjazdu). Russel Crowe nie zdążył na samolot, Nicolas Cage nie mógł przełożyć wizyty u psychologa, Jason Statham leczy kontuzję nadgarstka, a Angelina Jolie dochodzi jeszcze do siebie po głośnej ostatnio operacji mastektomii 😉 Musiałem uratować sytuację i wziąć to na swoje barki, szczerząc i prężąc się przed obiektywem kamery 😉
Na widok czerwonej lampki migającej w kamerze, świadczącej o nagrywaniu i durnych minach serwowanych przez operatora, ogarniał mnie śmiech, przez który nie mogliśmy na dobre rozpocząć zdjęć. Dopiero, kiedy stanowczo poprosiłem Rafała o udanie się w miejsce odosobnienia, mogłem skupić się na zadaniu. Jego oddalenie przyspieszyło jedno słowo na literę S, które prawie zawsze działa w takich sytuacjach 😉 Ponieważ nie chciałem o niczym zapomnieć, zrobiłem sobie ściągę, którą przykleiliśmy pod kamerą, żebym w najbardziej newralgicznych momentach mógł zerknąć na kartkę…
Film mogliśmy nagrywać tylko w chwilach, gdy nie wiało, ponieważ w przeciwnym razie nienajlepszej jakości dźwięk byłby jeszcze gorszy. Po kilku próbach i dublach, zakończyliśmy zdjęcia statyczne i przenieśliśmy sprzęt rejestrujący kilkanaście metrów dalej. Ja ze zwykłego wózka przesiadłem się na SuperFour’a i dograłem krótki fragment, który zamierzam wrzucić na sam koniec skleconego przeze mnie materiału… Jutro wystarczy, że połączę wszystko w całość i wyślę w świat. Mam nadzieję, że zarówno reportaż zrobiony przez TVP Szczecin, jak i moje pozdrowienia, zostaną miło przyjęte przez SMA-koszy i efekt, który zamierzamy osiągnąć z organizatorami zostanie choć w części osiągnięty. Przede wszystkim chcemy, aby osoby z rdzeniowym zanikiem mięśni zaczęły wychodzić z domów i uczestniczyły w życiu społecznym, bo przecież SMA to nie wyrok śmierci i z tą chorobą naprawdę można normalnie żyć i realizować swoje pasje oraz spełniać nawet te najskrytsze marzenia! Nie mam racji? 🙂
I tak ma właśnie być! Niech inni biorą z Ciebie przykład 🙂